czwartek, 12 grudnia 2013

Zalała mnie wzburzona fala, która wywołała dreszcze na moim ciele. Weszłam głębiej, aby poczuć je raz jeszcze. Morze było naprawdę zimne. Już po kolejnym kroku wiedziałam, że nie chcę iść dalej. Nie chciałam w nie brnąć, bo w każdej chwili mogłam stracić grunt pod nogami. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Sama nawet nie wiem, w którym momecie zaczęłam tonąć. Woda zalała mi powieki, nic już wtedy nie widziałam. Próbowałam się wydostać, jednak moje ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Były już tak bezsilne, że nie mogłam nimi poruszyć. Traciłam oddech. Od czasu do czasu udało mi się resztkami sił wyłonić usta z wody, aby zaczerpnąć chociaż odrobinę świeżego powietrza. Naiwna czekałam na pomocną dłoń. Zapomniałam, że tkwię tu kompletnie sama. Nikt nawet nie widział całego tego wydarzenia. Już nie było dla mnie ratunku. Ciągle tonę w tym pieprzonym morzu. To męczące, naprawdę, więc albo rzuć mi koło ratunkowe, albo niech moje cierpienie się już zakończy. 

exacty..

1 komentarz:

  1. Ja nie tonę w morzu.
    Ja leżę na jego dnie. Nie oddychając.
    Jednak wciąż kontaktując i cierpiąc.
    Dobrze Cię rozumiem.

    OdpowiedzUsuń

chętnie pokonwersuję na ważne tematy.