poniedziałek, 11 listopada 2013

Zagubiłam się w tym wszystkim, czuję jak osuwa mi się grunt pod nogami. Straciłam zaufanie do samej siebie... Zawiodłam się na sobie. To chyba gorsze uczucie niż zawieść się na kimś bliskim twemu sercu. Nie mogę dłużej uśmiechać się i mówić za każdym razem, że nic do Niego nie czuję. Pękła we mnie malutka cząsteczka czegoś, czego nie jestem w stanie opisać, ale to coś sprawia, że dobrze czuję się w Jego towarzystwie. Kiedy go widzę samowolnie się uśmiecham, a kiedy nie ma Go obok mnie, to myślę o nim tak intensywnie, że praktycznie nic innego nie przewija się po mojej głowie. Ale serce jeszcze nie podskakuje do gardła. Czuję, że stąpam po cienkiej lini, że wpadnę do oceanu, w którym płynie ta cholerna namiętność. Przywykłam już do tego, że jestem głupia i naiwna, jeżeli chodzi o sprawy sercowe. W tym wypaku może byłoby i lepiej, gdyby to wszytsko potoczyło się nie po mojej myśli. Piękny 'happy end' chyba nie jest nam pisany, bo wiem, że nawet jeden niewinny pocałunek spowodowałby ogromną wojnę. Nie chcę walczyć przeciwko swoim żołnierzom. Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej..

2 komentarze:

  1. Idealnie opisałaś to, co czuję zawsze, gdy podobnie jak ty stąpam po cienkiej linie pomiędzy pozwoleniem na zakochanie i miłość, a rozsądkiem i unikaniem bólu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tym przypadku akurat bardziej boję się bólu kogoś innego, a nie własnego, a myślę, że niestety straciłam już mój cały rozsądek..

      Usuń

chętnie pokonwersuję na ważne tematy.